: 10 sty 2008, 9:23
Nikomu nie wolno wpływać na wyroki - Rzeczpospolita, 10 stycznia 2008
Rozmowa z Renatą Tubisz, prezes Krajowej Izby Odwoławczej
Rz: Dotychczas, gdy spory rozstrzygali tzw. społeczni arbitrzy, nierzadko w tym samym stanie faktycznym zapadały odmienne wyroki. W efekcie ani organizatorzy przetargów, ani startujące w nich firmy nie wiedziały, czego się mogą spodziewać. Czy można liczyć na to, że orzecznictwo Krajowej Izby Odwoławczej będzie bardziej jednolite?
Renata Tubisz: Mam nadzieję, że tak. Muszę jednak podkreślić, że każdy ze składów orzekających jest niezawisły, dlatego jest naturalne, iż różnice w poglądach będą się pojawiały. Przy 24 osobach, a tyle zajmuje się teraz rozstrzyganiem odwołań, wypracowanie jednolitego stanowiska jest, mimo wszystko, dużo łatwiejsze niż przy 350 arbitrach. Nie wyobrażam sobie jednak narzucania komukolwiek jednego, z założenia słusznego, stanowiska. Będziemy się spotykać, wymieniać argumenty i w ten sposób dążyć do wypracowywania konsensusu. Nie ukrywam, że pewne rozbieżności już zdążyły się zarysować.
Czego one dotyczą?
Chociażby przesyłania przez wykonawców kopii odwołania i jego załączników. Czy brak dokumentu potwierdzającego wpłacenie wpisu musi oznaczać odrzucenie odwołania? Pojawiły się rozbieżne interpretacje.
Izba orzeka raptem od miesiąca. Skoro już orzecznictwo nie jest jednolite, skąd nadzieja na poprawę dotychczasowego stanu rzeczy?
Członkowie KIO od początku do końca zajmują się tylko orzekaniem. Nie pracują w innych zawodach. Co więcej, już sama ustawa postawiła nam określone wymagania dotyczące chociażby doświadczenia. Gdy doda się do tego egzamin, można mieć gwarancję, że rozstrzyganiem sporów zajmują się teraz osoby, które miały do czynienia z praktyką, a więc znają rzeczywiste problemy dotyczące zamówień publicznych.
Z drugiej jednak strony, zajmując się tylko orzekaniem, nie będziecie uczestniczyć w rynku zamówień publicznych ani po stronie zamawiających, ani wykonawców. Pojawia się więc obawa, czy członkowie KIO nie będą coraz bardziej oderwani od praktyki, czy nie staniecie się teoretykami, którzy niekoniecznie wiedzą, z jakimi problemami rzeczywiście borykają się uczestnicy tego rynku?
Nie mogę się z tym zgodzić. Przecież to właśnie na sali rozpraw są rozstrzygane problemy, które pojawiają się w praktyce. Co więcej, to my, jako orzekający, będziemy mieć wpływ na tę praktykę, to my będziemy ją kształtować. Trudno mówić o oderwaniu od praktycznych zagadnień w sytuacji, w której mamy z nimi do czynienia na co dzień, rozpoznając kolejne odwołania.
Pod względem organizacyjnym izba jest częścią Urzędu Zamówień Publicznych. Z ust niektórych ekspertów słyszy się zarzuty, że trudno w tej sytuacji mówić o jej niezależności. UZP jest, bądź co bądź, częścią administracji publicznej, a ta przecież organizuje przetargi.
Niezależność mamy zagwarantowaną w ustawie – Prawo zamówień publicznych. Już sam fakt, że możemy zostać odwołani tylko w szczególnych, ściśle określonych, sytuacjach daje nam pewność, iż nie musimy podporządkowywać się komukolwiek. Orzekamy zgodnie z naszą wiedzą, doświadczeniem i sumieniem.
To jednak prezes UZP zgłasza kandydatów do władz izby. Teoretycznie więc można sobie wyobrazić sytuację, że wybierze tych, którzy orzekają po jego myśli.
Tyle że prezes UZP nie ma żadnego wpływu na orzecznictwo. Skład orzekający w każdej sprawie jest wybierany przez program komputerowy, według listy alfabetycznej. O tym, kto będzie rozstrzygać dany spór, decyduje więc przypadek. A to gwarantuje niezawisłość. Nawet gdybym hipotetycznie była układna wobec prezesa UZP, nie mam wpływu na to, kto będzie rozpatrywać konkretne odwołanie.
Spory przetargowe dotyczą często bardzo specjalistycznych zagadnień, takich chociażby jak informatyka czy urządzenia medyczne. Dotychczas, mimo że strony często składały wnioski o powołanie biegłego, arbitrzy się na to nie zgadzali. Czy KIO będzie sięgać do opinii ekspertów?
Jeśli będzie to konieczne, myślę, że tak. Boję się jednak popadania w skrajności. O ile wcześniej rzeczywiście w ogóle nie powoływano biegłych, o tyle teraz nie chciałabym, aby uciekano się do ich opinii przy byle okazji. Trzeba bowiem pamiętać, że spory przetargowe muszą być rozstrzygane jak najszybciej, żeby nie wstrzymywać inwestycji. Wydanie opinii przez biegłego zajmuje zaś sporo czasu. Dlatego uważam, że biegli powinni być powoływani tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Często zaś okazuje się, że opinia eksperta jest zbędna, gdyż skład orzekający i tak dopatrzył się wad formalnoprawnych.
Rozmowa z Renatą Tubisz, prezes Krajowej Izby Odwoławczej
Rz: Dotychczas, gdy spory rozstrzygali tzw. społeczni arbitrzy, nierzadko w tym samym stanie faktycznym zapadały odmienne wyroki. W efekcie ani organizatorzy przetargów, ani startujące w nich firmy nie wiedziały, czego się mogą spodziewać. Czy można liczyć na to, że orzecznictwo Krajowej Izby Odwoławczej będzie bardziej jednolite?
Renata Tubisz: Mam nadzieję, że tak. Muszę jednak podkreślić, że każdy ze składów orzekających jest niezawisły, dlatego jest naturalne, iż różnice w poglądach będą się pojawiały. Przy 24 osobach, a tyle zajmuje się teraz rozstrzyganiem odwołań, wypracowanie jednolitego stanowiska jest, mimo wszystko, dużo łatwiejsze niż przy 350 arbitrach. Nie wyobrażam sobie jednak narzucania komukolwiek jednego, z założenia słusznego, stanowiska. Będziemy się spotykać, wymieniać argumenty i w ten sposób dążyć do wypracowywania konsensusu. Nie ukrywam, że pewne rozbieżności już zdążyły się zarysować.
Czego one dotyczą?
Chociażby przesyłania przez wykonawców kopii odwołania i jego załączników. Czy brak dokumentu potwierdzającego wpłacenie wpisu musi oznaczać odrzucenie odwołania? Pojawiły się rozbieżne interpretacje.
Izba orzeka raptem od miesiąca. Skoro już orzecznictwo nie jest jednolite, skąd nadzieja na poprawę dotychczasowego stanu rzeczy?
Członkowie KIO od początku do końca zajmują się tylko orzekaniem. Nie pracują w innych zawodach. Co więcej, już sama ustawa postawiła nam określone wymagania dotyczące chociażby doświadczenia. Gdy doda się do tego egzamin, można mieć gwarancję, że rozstrzyganiem sporów zajmują się teraz osoby, które miały do czynienia z praktyką, a więc znają rzeczywiste problemy dotyczące zamówień publicznych.
Z drugiej jednak strony, zajmując się tylko orzekaniem, nie będziecie uczestniczyć w rynku zamówień publicznych ani po stronie zamawiających, ani wykonawców. Pojawia się więc obawa, czy członkowie KIO nie będą coraz bardziej oderwani od praktyki, czy nie staniecie się teoretykami, którzy niekoniecznie wiedzą, z jakimi problemami rzeczywiście borykają się uczestnicy tego rynku?
Nie mogę się z tym zgodzić. Przecież to właśnie na sali rozpraw są rozstrzygane problemy, które pojawiają się w praktyce. Co więcej, to my, jako orzekający, będziemy mieć wpływ na tę praktykę, to my będziemy ją kształtować. Trudno mówić o oderwaniu od praktycznych zagadnień w sytuacji, w której mamy z nimi do czynienia na co dzień, rozpoznając kolejne odwołania.
Pod względem organizacyjnym izba jest częścią Urzędu Zamówień Publicznych. Z ust niektórych ekspertów słyszy się zarzuty, że trudno w tej sytuacji mówić o jej niezależności. UZP jest, bądź co bądź, częścią administracji publicznej, a ta przecież organizuje przetargi.
Niezależność mamy zagwarantowaną w ustawie – Prawo zamówień publicznych. Już sam fakt, że możemy zostać odwołani tylko w szczególnych, ściśle określonych, sytuacjach daje nam pewność, iż nie musimy podporządkowywać się komukolwiek. Orzekamy zgodnie z naszą wiedzą, doświadczeniem i sumieniem.
To jednak prezes UZP zgłasza kandydatów do władz izby. Teoretycznie więc można sobie wyobrazić sytuację, że wybierze tych, którzy orzekają po jego myśli.
Tyle że prezes UZP nie ma żadnego wpływu na orzecznictwo. Skład orzekający w każdej sprawie jest wybierany przez program komputerowy, według listy alfabetycznej. O tym, kto będzie rozstrzygać dany spór, decyduje więc przypadek. A to gwarantuje niezawisłość. Nawet gdybym hipotetycznie była układna wobec prezesa UZP, nie mam wpływu na to, kto będzie rozpatrywać konkretne odwołanie.
Spory przetargowe dotyczą często bardzo specjalistycznych zagadnień, takich chociażby jak informatyka czy urządzenia medyczne. Dotychczas, mimo że strony często składały wnioski o powołanie biegłego, arbitrzy się na to nie zgadzali. Czy KIO będzie sięgać do opinii ekspertów?
Jeśli będzie to konieczne, myślę, że tak. Boję się jednak popadania w skrajności. O ile wcześniej rzeczywiście w ogóle nie powoływano biegłych, o tyle teraz nie chciałabym, aby uciekano się do ich opinii przy byle okazji. Trzeba bowiem pamiętać, że spory przetargowe muszą być rozstrzygane jak najszybciej, żeby nie wstrzymywać inwestycji. Wydanie opinii przez biegłego zajmuje zaś sporo czasu. Dlatego uważam, że biegli powinni być powoływani tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Często zaś okazuje się, że opinia eksperta jest zbędna, gdyż skład orzekający i tak dopatrzył się wad formalnoprawnych.